Wystarczy przejść się po kilku osiedlach Gorzowa, żeby zobaczyć problem, który trwa od lat. Choć nie brakuje głosów, że to "kibicowska tradycja", rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej – to dewastacja, która szpeci i kosztuje.
Na ścianie jednego z bloków przy ul. Piłsudskiego od dłuższego czasu straszy ogromny, nielegalny napis „STILON”. o jedno z wielu miejsc w Gorzowie, gdzie kibole zostawiają po sobie „znaki obecności”. Takie napisy i hasła pojawiają się zarówno w barwach piłkarskich, jak i żużlowych – nie brakuje też tych związanych ze Stalą Gorzów.
To nieodpowiedzialne „ozdabianie miasta” nie tylko psuje wygląd osiedli, ale też uderza po kieszeni mieszkańców i zarządców nieruchomości. Farby w sprayu nie znikają same – a koszt ich usunięcia bywa niemały. Nikt nie pyta właścicieli, czy życzą sobie takich „dzieł” na elewacji.
Z prawdziwym kibicowaniem ma to niewiele wspólnego. To nie wsparcie dla klubu – to wandalizm, który z roku na rok ma się w Gorzowie coraz lepiej. I niestety, mimo że graffiti nie są świeże, wciąż nikt ich nie usuwa. A sprawców – jak zwykle – brak. Dla mieszkańców to powód do frustracji. Estetyka przestrzeni publicznej cierpi, a właściciele budynków ponoszą koszty – i to niemałe – związane z usuwaniem nielegalnych malowideł. Farby z elewacji nie schodzą łatwo, a renowacja ścian może kosztować nawet kilka tysięcy złotych.
Miasto i zarządcy nieruchomości są w tej sytuacji bezradni. Nawet jeśli zgłoszą sprawę na policję, odnalezienie sprawców to jak szukanie igły w stogu siana – chyba że ktoś zostanie złapany na gorącym uczynku, co zdarza się rzadko.
To nie kibicowanie. To wandalizm. I jak pokazuje przykład z Piłsudskiego – ma się w Gorzowie dobrze. I to niezależnie od tego, czy ktoś nosi barwy Stilonu, czy Stali.
Dziękujemy, że jesteś z nami!
Napisz komentarz
Komentarze