Badanie Eurobarometru sprawdzało, jak obywatele Unii Europejskiej postrzegają naukę i technologię, jaką mają wiedzę, skąd czerpią informacje, jakie są ich poglądy na temat korzyści z rozwoju nauki i jej wpływu na społeczeństwo.
W przypadku Polski to także przegląd lęków społecznych, wynikających z braku – niekiedy – podstawowej wiedzy.
Daleko nam do krajów dawnego Zachodu
W co zatem według badania Eurobarometru wierzą Polski i Polacy? Jak podaje glos.pl:
• 64 proc. wskazuje, że nauka nie jest im potrzebna w codziennym życiu.
• 52 proc. sądzi, błędnie, że zmiana klimatu jest w większości spowodowana cyklami naturalnymi, a nie działalnością człowieka. Jesteśmy liderami sceptyków klimatycznych w UE.
• 51 proc. naszych rodaków wierzy, że lasery funkcjonują dzięki skupianiu fal dźwiękowych.
• 51 proc. myli się, wierząc w to, że „antybiotyki zabijają wirusy tak jak bakterie”.
• 50 proc. wierzy, że „w laboratoriach rządowych produkowane są wirusy, aby kontrolować naszą wolność”.
• 45 proc., uważa że „lek na raka istnieje, ale jest ukrywany przed opinią publiczną przez interesy komercyjne”.
• 42 proc. nie uznaje teorii ewolucji.
• 32 proc. twierdzi, że ludzie żyli w czasach dinozaurów.
Jak wypadamy na tle innych krajów europejskich? W odpowiedziach często znajdujemy się obok Węgier, Chorwacji czy Bułgarii. Daleko nam do Szwecji, Danii, Finlandii czy Niderlandów.
Jesteśmy społeczeństwem tylko teoretycznie informacyjnym?
„Z najnowszego raportu Komisji Europejskiej wynika, że Polacy – mimo generalnie pozytywnego nastawienia do nauki i technologii – częściej niż inni Europejczycy dają się zwieść pseudonaukowym twierdzeniom i dezinformacji” – tak podsumowała na Facebooku badanie Eurobarometru Polska Akademia Nauk (PAN).
Rzucają one cień na polskie społeczeństwo... teoretycznie informacyjne. Choć 77 proc. Polaków deklaruje, że nauka i technologia mają pozytywny wpływ na świat (co jest i tak dość niskie, ponieważ średnia unijna to 83 proc.), tylko 59 proc. uważa, że realnie poprawiają one jakość ich życia. To wynik znacząco niższy niż europejska średnia wynosząca 67 proc.
Czy da się to zmienić?
– Tak, ale wymaga to czasu i konkretnych działań – odpowiada cytowana przez Wprost prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska z Katedry Wirusologii i Immunologii UMCS w Lublinie.
I podkreśla: – Przede wszystkim potrzeba w szkołach zajęć uczących rozpoznawania dezinformacji, krytycznego myślenia i oceny źródeł informacji. Takie programy są w krajach skandynawskich, co przekłada się na ich dobre wyniki w raporcie. W Polsce tego brakuje.
Profesorka dodaje, że wprowadzenie edukacji zdrowotnej do szkół jest trafne, ale jednocześnie ubolewa, że będzie to przedmiot fakultatywny.
– Młodzież potrzebuje rzetelnej wiedzy – nie tylko o zdrowiu, ale i o manipulacji informacyjnej – przekonuje.
Dziękujemy że jesteście z nami
Napisz komentarz
Komentarze