W szczerej rozmowie opowiedział o swoim odejściu z klubu, propozycjach pracy, ocenie minionego sezonu oraz przyszłości żużla w Gorzowie. Choć trener oficjalnie jest już na emeryturze, nie unika tematów trudnych i mówi wprost – o kulisach decyzji, emocjach i finansach klubu.
Emerytura, spokój i… wędki na Kaszubach
Chomski przyznał, że jego życie po odejściu z zawodowego żużla toczy się spokojnym rytmem.
– Czuję się dobrze fizycznie i psychicznie, życie mi wartko płynie – mówił w programie.
Były szkoleniowiec zdradził, że regularnie odwiedza Kaszuby, gdzie spędza czas z rodziną i łowi ryby. – Mam tam takie warunki, że nie sposób sobie nie zarzucić wędki – żartował.
Jak dodał, współpracę z Ostrowem zakończył z końcem sierpnia po ostatnim meczu sezonu, a jego celem było utrzymanie zespołu.
„Falubaz? Nie ma mowy”
Jednym z najgłośniejszych tematów rozmowy była kwestia ofert pracy, jakie trener otrzymywał po odejściu ze Stali.
– Po zwolnieniu miałem siedem propozycji z klubów ekstraligowych i pierwszoligowych – przyznał Chomski.
Jedną z nich złożył Falubaz Zielona Góra, co wywołało ogromne emocje wśród kibiców.
– Rozmawiałem z prezesem Golińskim, ale jasno powiedziałem: nie pójdę do Falubazu. To decyzja ostateczna – podkreślił.
Chomski dodał, że nigdy sam nie proponuje swoich usług – jeśli ktoś uważa, że się nadaje, sam się odezwie. Zdradził też, że zanim podejmuje nową pracę, zawsze kontaktuje się z poprzednikiem, by mieć pewność, że temat jest naprawdę wolny.
Odejście ze Stali i trudne finanse
Były trener nie unikał rozmowy o kulisach rozstania z gorzowskim klubem. Jego zdaniem prezes Stali miał bardzo ambitne plany – celował w finał ligi, jednak rzeczywistość okazała się trudniejsza.
– Płynność finansowa była daleka od ideału. Zawodnicy mówili mi o opóźnieniach, więc czasem „szczypałem” prezesa – przyznał.
Podkreślił jednak, że nie żywi żadnej urazy ani do władz klubu, ani do swojego następcy, Waldemara Sadowskiego. – Trzeba wybaczać, choć nie zapominać – powiedział.
„Wejście w dyskusję z kibicami było błędem”
Trener wrócił też do głośnego incydentu we Wrocławiu, gdy wszedł w ostrą wymianę zdań z kibicami.
– To był mój wielki błąd. Ale nie mogłem pozwolić, żeby ktoś wulgarnie odzywał się do moich zawodników – tłumaczył.
Zaznaczył, że szanuje fanów, rozumie emocje i gorzkie słowa, ale oczekuje, by odbywało się to z kulturą. – Kibic ma prawo do krytyki, ale bez przekraczania granic – podkreślił.
Trudny sezon i egzamin Śwista
Zdaniem Chomskiego, miniony sezon był dla Stali jednym z najtrudniejszych od lat.
– Po zatrudnieniu Lebiediewa pozycja zawodnika U24 stała się najsłabszym punktem składu. Nie było sensu kontraktować kogokolwiek tylko po to, by wydać kolejne pieniądze w błoto – wyjaśnił.
„Żużel to ostatnia marka Gorzowa”
W końcowej części rozmowy padły słowa, które mocno wybrzmiały w lokalnym kontekście.
– Żużel to ostatnia marka Gorzowa. Nie zabierajmy jej, bo co w zamian? – zapytał retorycznie trener.
Podkreślił, że nawet w niższych ligach na stadionach pojawiają się tysiące kibiców, co pokazuje, jak silna jest w mieście tradycja tego sportu.
Stanisław Chomski dziś mówi o sobie z dystansem, ale w jego słowach nadal słychać pasję i odpowiedzialność za to, co zbudował przez lata. – Niech żużel w Gorzowie trwa, bo to więcej niż sport. To część naszej tożsamości – podsumował były trener Stali.
Napisz komentarz
Komentarze