Prawda jest taka, że ustawione przy drogach fotoradary robią setki tysięcy zdjęć. Tylko przez pierwszych sześć miesięcy tego roku zarejestrowały aż 424 tys. wykroczeń.
Prawdą jest też, że nie każdy złapany kierowca płaci. Zgodnie z oficjalnymi informacjami Generalnej Inspekcji Transportu Drogowego ściągalność to tylko 50 proc. Czyli połowa namierzonych nie zostaje ukarana.
Promocja na mandat
Dlatego Ministerstwo Infrastruktury ma nowy pomysł. Jeden z wielu, jakie pojawiały się na przestrzeni ostatnich miesięcy. Obecnie MI mówi o „promocji”. „Proponuje również, aby przyłapani przez fotoradar, jeśli przyjmą mandat, w ciągu 14 dni od odebrania korespondencji zapłacą go oraz ujawnią swoje dane przy pomocy eBOK, mogli uiścić grzywnę o 25 proc. niższą” – donosi „Dziennik Gazeta Prawna”.
Wspomniany eBOK to Elektroniczne Biuro Obsługi Klienta – profil, który można sobie założyć w systemie Canard, jednostki zarządzającej fotoradarami.
Jak w autobusach miejskich
Taka „promocja” byłaby nowością na drogach, ale nie generalnie w Polsce. Zniżki za szybką zapłatę stosowane są w wielu miastach w komunikacji miejskiej. Na przykład w Lublinie pasażer autobusu, gdy zostanie złapany na jeździe bez biletu, musi liczyć się z opłatą dodatkową w wysokości 230 złotych.
Jeśli jednak zdecyduje się zapłacić od razu – u kontrolera za pomocą karty płatniczej – to taka kara wyniesie 138 zł.
W przypadku gdy pasażer zapłaci w ciągu 7 dni, też wyda mniej, bo 161 zł.
Czarna lista. Czym to grozi?
Wróćmy do pomysłów MI. Osoba, która mandatu z fotoradaru nie zapłaci, miałaby zostać wpisana na tzw. czarną listę. A to mogłoby skutkować tym, że podczas kontroli drogowej kierowcy zostanie zatrzymany dowód rejestracyjny.
Dziękujemy że jesteś z nami
Napisz komentarz
Komentarze